Pani Barbara Olasińska z pomocą charytatywną we Lwowie

Osobiste spotkania z potrzebującymi Polakami

Jurij Smirnow

 

- Bardzo proszę, aby szanowana Pani opowiedziała o swojej misji do Lwowa, tym bardziej, że Pani jest tutaj nie po raz pierwszy.

- Jestem członkiem sekcji charytatywnej Oddziału Krakowskiego „Wspólnoty Polskiej”. Od 1998 roku grupa osób przyjeżdża do Lwowa oraz do pobliskich miejscowości obok Lwowa z finansową pomocą charytatywną. Naszymi podopiecznymi są ludzie samotni, starzy, chorzy. Są to Polacy, którzy nie mają z czego żyć, nie mają za co zapłacić czynsz, światło czy gaz, a także potrzebują lekarstw czy jakiejś jeszcze innej pomocy materialnej. We Lwowie jest trzech opiekunów, mieszkańców Lwowa, którzy pomagają nam w niesieniu tej pomocy finansowej naszym podopiecznym. W samym Lwowie jest w tej chwili 185 osób, którym niesiemy regularnie, przynajmniej dwa razy do roku, pomoc finansową. Natomiast we wszystkich przybrzeżnych miastach i wioskach jest 350 osób. W sumie, niesiemy pomoc około 500 osobom.

- Czy niosą Państwo pomoc tylko osobom zamieszkałym w obwodzie lwowskim, czy również w stanisławowskim, tarnopolskim?

- Raczej tylko w obrębie rejonu lwowskiego, dlatego że nasze zasoby są dosyć skromne, ponieważ jest to instytucja pozarządowa. Pieniądze, które przywozimy do Lwowa, są pieniędzmi z datków osób prywatnych. Ludzie odpisują sobie jednoprocentowy podatek na nasze konto albo wręcz przynoszą do nas pieniądze dla potrzebujących we Lwowie. Moglibyśmy objąć swoja pomocą szerszą ilość osób, ale nie mamy już na to pieniędzy.

- Ile osób przyjechało tym razem?

- Tym razem przyjechały dwie osoby, które się wymieniają. Jedna osoba przyjeżdża troszeczkę wcześniej, przekazuje drugiej osobie swoje adnotacje i kontynuuje tę pracę. Czasami zdarza się tak, że dostajemy adresy nowych osób, które są w wielkiej potrzebie. Druga osobakożczy to, co zaczęła pierwsza, czyli odwiedza Polaków lwowskich, po domach, po piwnicach, bo i takie są mieszkania Polaków, w jakichś przybudówkach, w altankach i wraca do Lwowa z listami. Niezwykłość tego działania polega na tym, że my osobiście wręczamy tym 185 osobom pieniądze, nie wyręczamy się nikim. Zawsze jest jedna osoba z Polski i jedna osoba ze Lwowa. W ten sposób ta pomoc dociera do rzeczywiście potrzebujących.

- Czy Państwo współpracują z jakimiś organizacjami polskimi ze Lwowa?

- Współpracujemy z Towarzystwem Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, ponieważ tam znajdują się ankiety, które może wypełnić osoba potrzebująca albo osoba, która wie, że jest ktoś, potrzebujący pomocy finansowej. Pan Emil Legowicz wysyła do Krakowa ankiety osób, które nie są jeszcze na naszej liście. My chodzimy potem, sprawdzamy, nie wszyscy się rzeczywiście kwalifikują do takiej pomocy. Więc dostają jakąś jednorazową zapomogę, a ci, którzy się kwalifikują – zostają włączeni na naszą stałą listę i już ta pomoc finansowa jest im dostarczana dwa razy do roku.

- Czy Wasza organizacja pomaga tylko finansowo, czy również przekazuje jakieś inne potrzebne rzeczy materialne?

- Jeżeli widzimy, że dana osoba potrzebuje leków, okularów czy odzieży, czy na przykład dziecko potrzebuje książki, to wówczas staramy się te rzeczy uzyskać. Leki na przykład – od polskiego stowarzyszenia pozarządowego Lekarzy Nadziei oraz od prof. Chłapa albo z aptek, które w ramach swoje działalności charytatywnej dają nam leki bezpłatnie. Przywozimy także czasem żywność. Po prostu staramy się pomóc w jak najszerszym tego słowa zakresie.

- Proszę wymienić kilka nazwisk osób z kierownictwa w Krakowie, które robią tak ważną sprawę.

- Naszym prezesem i równocześnie przewodniczącym komisji charytatywnej jest prof. Zygmunt Kolęda. Nasza sekcja liczy w tej chwili siedem osób. Do Lwowa przyjeżdżają: pani Teresa Wilkowa, pani Małgorzata Stępka i Barbara Olasińska, a do innych miejscowości przyjeżdża pani Machowska, pan Orski, pani Roma Żukowa i śp. Pan Jerzy Żuk, który tutaj się uczył, który tutaj skończył liceum.

- Dziękuje bardzo za rozmowę i za pomoc, niesioną naszym rodakom.




Wróć do strony głównej