Brunon Schulz na śmietniku

Jurij Smirnow tekst i zdjęcia

 

Niełatwo jest pisać o wydarzeniach przykrych, bulwersujących opinię społeczną, szokujących ludzi kulturalnych i głęboko wierzących. Chodzi nam właśnie o to, że w mieście Brunona Schulza, w Drohobyczu, gdzie do dziś odczuwa się niezwykłą aurę dawnych czasów i dawnych tragedii, gdzie żyją obok ludzi współczesnych duchy Schulza, bohaterów jego powieści i jego obrazów, duchy tysięcy zamordowanych Żydów, jacyś chuligani ukradli tablicę pamiątkową z miejsca, gdzie Brunon został zamordowany. Ukradli, żeby sprzedać na złom za marne pieniądze. O tym pisała i nasza gazeta, i prasa ukraińska.

Kolejne wydarzenie, równie szokujące, na razie jest znane tylko nielicznym osobom. Nie tak dawno mieszkaniec Drohobycza znalazł na śmietniku mistrzowsko wykonany, lecz podarty na cztery części przez współczesnego barbarzyńcę i wyrzucony, obraz św. Teresy. Obraz ten trafił do muzeum w Drohobyczu, gdzie historyk sztuki i konserwator Lewko Skop dokonał analizy i ustalił, że jest to dzieło B. Schulza z czasów okupacji hitlerowskiej – ostatniego okresu jego życia. Zależało nam bardzo na tym, by nie tylko zobaczyć ten obraz, lecz porozmawiać z Panem Lewkiem o Schulzu i o jego spuściźnie artystycznej.

„Przed nami jest rzeczywiście unikatowe odkrycie, zrobione w Drohobyczu. Unikatowość jest podwójna. Po pierwsze, jest to obraz, malowany farbami olejnymi. Bardzo mało się zachowało obrazów olejnych Brunona Schulza, bo wojna zniszczyła je, może gdzieś są w kolekcjach prywatnych, ale nic o tym nie wiemy. Nielegalnie wywiezione za granicę freski obecnie są w Izraelu, może zostaną zwrócone, a część jest w muzeum w Drohobyczu. Owo odkrycie wskazuje na to, że chyba jeszcze są dzieła grafiki i malarstwa Schulza, potrzebujące dobrej atrybucji. To dzieło powstało w tym samym czasie, w którym malowidła ścienne w willi Landaua, oficera SS. Brunon Schulz, gdy robił malowidła, być może w tym samym czasie namalował obraz św. Teresy. Jej kult był bardzo szerzony w Europie, zwłaszcza w Niemczech, była ona takim swoistym przykładem ofiarności. B. Schulz stworzył ją taką, jaką widział. Owa praca ma swoją dobrą stronę, bo nie jest to kopia. B. Schulz zrobił ją w swoim stylu, tak jak to robią wielcy mistrzowie. Być może, patrzył na pierwowzór, lecz malował to w swojej manierze autorskiej. Patrząc na ręce, a zwłaszcza kwiaty, możemy zobaczyć szerokie pociągnięcie pędzlem. Bardzo pokazową cechą dzieł wielu malarzy jest autoportretyzacja. Gdy malarz tworzy obraz, to możemy zobaczyć usta i oczy takie, jak u autora. Jeżeli porównywać malowidła ścienne do tej pracy, możemy zobaczyć wiele cech podobnych.

Owe odkrycie ma również znaczenie historyczne. Pracami Schulza bardzo się interesują na Ukrainie, w Polsce, Izraelu, Europie, bo jest on już klasykiem i dla poznania kolejnej strony jego twórczości owe odkrycie ma wielkie znaczenie. Może gdzieś są jakieś pisemne zapiski. To również wskazuje na to, że należy kontynuować badania, dotyczące twórczości Brunona Schulza, może będą przypadkowe odkrycia, które uzupełnią obraz tej osoby, owianej legendami.

Zajmuję się twórczością Brunona Schulza. W Kijowie robiłem wystawę, pisałem artykuły, w większości wypadków na temat grafiki artysty w kontekście kultury europejskiej. Mówiono o nim, że był masochistą, ale, gdy czytam utwory, przekonuję się, że był dobrym, skromnym, cichym człowiekiem. Obecnie przygotowujemy wystawę i młodzież po przeczytaniu jego utworów dziwi się, jak człowiek w starszym wieku mógł tak dokładnie odtworzyć świat dziecka, odtworzyć Drohobycz tak, że człowiek, który czyta i się patrzy dookoła, nawet, jeżeli mieszka w Krakowie czy Lwowie, widzi te zaułki, przez które może przejść, cały kosmos, mikrokosmos i makrokosmos. Odnalezienie obrazu św. Teresy, to dla mnie jest jeszcze jedno uroczyste dotknięcie Brunona Schulza.

Obraz jest bardzo zniszczony, jestem konserwatorem i ten utwór dla mnie, jako fachowca, nie jest skomplikowany, ale ważna jest sama ta mistyka, to, że jest rozerwany, fragmentarycznie zniszczony i może go lepiej tak zostawić, jak jest, na kartonie, może nie warto tej energetyki i tragedii Schulza niszczyć. Tragedii było wiele: tragedia, związana z jego zabiciem, następne tragedie – to zaginione utwory i nawet pisemne, zaginięcie ostatniego utworu, historia z freskami. Również widzimy tę historię z obrazem, podartym na cztery części. W tej okolicy, gdzie żył Brunon Schulz, robiono kolejny remont. Komuś trzeba było podrzeć na cztery części jego obraz i wyrzucić. Poznęcano się nad jego utworem tak, jak nad jego życiem.

-Czy Pan uważa, że to jest jedna z ostatnich prac Brunona Schulza, już z lat 40., z czasów okupacji niemieckiej?

-Myślę, że tak. Gdy spojrzymy na twórczość każdego z mistrzów, psychologia utworów odczytanych otwiera psychologię człowieka. Gdy spojrzymy na jego utwory przedwojenne, to widać w nich przeczucie kataklizmu, tak samo, jak w dziełach ekspresjonistów niemieckich, a gdy katastrofa już się stała i gdy spojrzymy na freski, na prace, stworzone podczas okupacji, to zobaczymy, że człowiek w takiej sytuacji szuka wyjścia nie w przeczuciu katastrofy, lecz w dobroci, bo dobroć – to światłość człowieka, który żyje w katastrofie, to jest wyjście lepsze, niż malowanie katastrofy w katastrofie. Maties podczas okupacji rysował jaskrawe prace, kwiaty, kobiety. Człowiek w swojej pracy wracał do dobroci, a nie pokazywał katastrofę. Malowanie św. Teresy, która była zakonnicą modlitewną, kultywowaną w latach 30-40, było pokazowym przykładem tego, że dobroć jest silniejsza od zła, być może, należy czynić dobro, nawet w sytuacji tragicznej, beznadziejnej. Brunon Schulz, malując ją, być może, widział wyjście w tej nieporadnej dziewczynie, która nie siłą fizyczną, a tylko modlitwą mogła przeciwstawiać się temu złu. Owa praca, być może, nie była ostatnia, trudno jest powiedzieć o tym, ale powstała podczas wojny, gdy był on już w katastrofie.

-Czy może Pan przeprowadzić paralele między przedwojennymi utworami Brunona Schulza, lub malowidłami na willi Landaua a ową pracą, czy raczej jest ona jakby na uboczu?

-Nie, owa praca, przeciwnie, nie stoi na uboczu. Mogła być stworzona w tym samym czasie, co i malowidła, bo tak samo malowane są kwiaty, widzimy identyczne modelowanie składek i rąk, jednakową paletę. Ekspresja, czułość i maniera wykonania potwierdzają, że obraz św. Teresy i malowidła ścienne powstały w tym samym czasie. Takie wrażenie, że robił malowidła, a tu był karton. Jest to praca, powstała pod wpływem tego samego nastroju. Była ona stworzona w tym samym czasie, albo może istnieje minimalna różnica czasowa. Jest taka możliwość, że nawet była ona stworzona dla willi Landaua. Gdy on robił malowidła dla pokoju dziecięcego, to może go poproszono, by namalował obraz również dla sypialni lub pokoju gościnnego, a może nawet proszono go o wykonanie kilku prac. Może to był praca na zamówienie, bo jednak była wojna, a malarz żyje z tego, że maluje.

-Czy wśród prac przedwojennych B. Schulza spotykane są prace o tematyce chrześcijańskiej?

-Nie spotykałem, ale to nie oznacza, że ich wcale nie było. Jeżeli żył w latach 30. i wykładał w gimnazjum, może to mu nie było potrzebne. Nie wiem, czy to taka legenda, czy nie, że w 1939 r. on malował Stalina, a była defilada i padał deszcz, więc wszystko, co on namalował, pociekło, bo malował gwaszem. Skandal udało się zażegnać. Dobrze by było znaleźć potwierdzenie tej legendy w archiwach. Już sobie wyobrażam, jak wyglądał ten Stalin. Jest prawdopodobne, że w 1939 r. w Drohobyczu po prostu nie było malarza, a B. Schulz nie chciał wyjeżdżać z Drohobycza, więc, być może, namalował Stalina nie ze względów komercyjnych. Po prostu kazano mu w szkole, że trzeba namalować Stalina, więc on namalował, a później opowiadają taką historię. Może przed wojną nie miał potrzeby malowania świętych. Miał pensję w gimnazjum, interesowała go grafika. Diego Velázguez też malował prace komercyjne. Ktoś maluje po to, żeby kupić chleb, a ktoś, jak Velázguez, maluje, by kupić pałac. Więc, nie myślę, że przed Schulz wojną malował obrazy o tematyce chrześcijańskiej. Wojna, katastrofa zmieniła wiele. I Żyd B. Schulz maluje św. Teresę.

-Proszę powiedzieć o sobie kilka słów.

-Jestem szczęśliwym człowiekiem, który robi, co chce i żyje w najpiękniejszym czasie. Piszę wiersze, komponuję muzykę, wykładam na Akademii Sztuk Pięknych sztukę sakralną.

W muzeum w Drohobyczu już od 22 lat konserwuję obrazy, piszę artykuły, książki, dotyczące badań kultury średniowiecznej, przygotowuję drugi tom liryków, organizuję konferencje naukowe. Żyję w przyszłości i robię to, co mi się podoba.




Wróć do strony głównej